List zetempowców z fabryki „Era”

Kiedyś słyszeliśmy o dowcipie opartym na nonsensie. Wiemy, że są jeszcze na świecie ludzie, których to może bawić. Wiemy również, że ten rodzaj dowcipu reprezentuje schyłkową kapitalistyczną kulturę.

Otóż cały dowcip, cała strona satyryczna teatrzyku poety K.I.Gałczyńskiego opiera się — naszym zdaniem — właśnie na nonsensie. Zapytuję: dlaczego bohaterowie „Zielonej Gęsi” nie mogą brać udziału w zdrowej, silnej i rzeczowo w cel wymierzonej satyrze? Co prawda czytaliśmy kilka odcinków „Zielonej Gęsi”, które niedaleko odbiegały od takiej satyry, ale zginęły one wśród innych, jak muszelka rzucona w morze.

Może inni czytelnicy rozumieją „Zieloną Gęś”, gdyż jest ona na tyle jak gdyby niejasna, że można ją sobie rozmaicie tłumaczyć i odczuwać w rezultacie zadowolenie lub niesmak. My, zetempowcy, odczuwamy najczęściej ów niesmak, gdyż w „najmniejszym teatrze świata” nie znajdujemy odbicia problemów nas interesujących, nie znajdujemy naszego życia, krótko mówiąc, utwory te są nam niepotrzebne i nie wiemy po co i dla kogo poeta je pisze.

Zwracamy się więc z prośbą i żądaniem, ażeby Konstanty Gałczyński pisał tylko dla mas pracujących, w których szeregach kroczy postępowa młodzież polska…

K.I.Gałczyński odpowiada …

Drogi Kolego,

Z umysłu powtarzam Wasz tytuł, ponieważ w tytule Waszym tkwi istota zagadnienia. Dla kogo jest pisana Zielona Gęś? Otóż nie dla Was i Waszych kolegów. Dziób mojej Zielonej Gęsi dziobał kołtuna, politycznego zawalidrogę i „apolitycznego” inteligenta, co to — zajęty wyłącznie sobą — zastanawiał się, czy ma wstąpić do partii czy do klasztoru. Słowem, w walce o klasowy charakter naszego życia, w walce o nowy styl naszej kultury Zielona Gęś zajęta była tym, co by można nazwać czyszczeniem przedpola. Przypominam te przedstawienia w Najmniejszym Teatrze Świata, które bezlitośnie szydziły z rozmaitych form mistycyzmu, nieróbstwa, bezwładu, onegdajszej estetyki i zaściankowo-patriotycznej tromtadracji…

Sądzę więc, że Zielona Gęś — w ramach działalności tygodnika „Przekrój” — przyczyniła się do oczyszczenia politycznego przedpola, a przyczyniła się dlatego, że „Przekrój” na ogół nie bywa nudny…

Czy jednak — na nowym etapie — Zielona Gęś potrafi stać się teatrzykiem prawdziwie ludowym, a jego atakowany autor twórcą nowego, ludowego humoru, to pokaże przyszłość. Tymczasem — i na zakończenie — słowo na temat nieporozumienia w związku z tzw. humorem czystego nonsensu. Otóż na jednym z meczów piłki nożnej zastanawiałem się głęboko, czemu robotnicza publiczność woła pod adresem sędziego: „Sędzia kalosz! Sędzia kanarki doić!”

Przecież na zdrowy rozum, sędzia nie jest kaloszem, a kalosz nie może doić. Gdzie tu logika? Gdzie wymiona u tego malutkiego ptaszka? Gdy się słyszy z trybun ryki, żeby kalosz doił kanarki, to już, przepraszam, jest to czysty nadrealizm, absurd i nonsens, bo nie tylko kalosz, ale zegarmistrz, gdyby nawet zastosował śrubkę, nie wydoi kanarka.

Wiec pytam, czy sytuacja, w której kalosz doi kanarki, to nie jest przypadkiem znowu Zielona Gęś? Ale, kolego Błędowski z fabryki „Era” i kolego JAŚ ze „Sztandaru Młodych”, co ja jestem temu winien? K.I.Gałczyński…”