TEATRZYK „ZIELONA GĘŚ”



ma zaszczyt przedstawić

dramat artystyczny
pt.

„Skarga Julka”



JULIUSZ SŁOWACKI:
(blady jak aspiryna, ze skrzydełkami z kolosalnym rulonem rękopisu, wystającym z tylnej kieszeni fraka)
Trzy razy księżyc odmienił się złoty…
O, przepraszam, przecie nie to miałem tragiczną intencję oddeklamować. Na Jowisza, przecie napisało się w międzyczasie to i owo piorunowo. A u nas
(wskazuje paluszkiem do góry)
też są linotypy,
(wskazuje paluszkiem jeszcze wyżej)
zwane u nas angelinotypami. Angeli, proszę państwa, liczba mnoga od angelus, proszę państwa, czyli anioł, proszę państwa, czyli do pewnego stopnia w ogóle w pewnym sensie angelologia, którą tak znakomicie uprawia znakomity prof. Bączyński. Ale — do rzeczy.
(muska skrzydełka i recytuje pokasłując)
Fruwam ja po Warszawie,
po Rawie i po Nieszawie
i ze zgryzoty upadam —

bo wszędzie, wszędzie z głośnika
albo Chopina muzyka,
albo Mickiewicz Adam.

Nie przeczę; się nie unoszę;
obaj talenty niezgorsze
i proszę bardzo; nie mówię nic,

ale, obywatelki,
czy Julek to hetki—pętelki,
a już tvlko Adam i Fryc?

Toć Julek, Panie Redaktorze,
też to i owo może —
spuścizna, tamto i to —

i lutnia, że tak powiem, strojona,
i „W grobie Agamemnona”…
więc czemu nie uczczą Go?

Koncerty? Ciągle Chopina.
Portrety? Wszędzie Adama.
A ja, przepraszam, to ser?

Żony nie miałem ni dzieci…
W «Odrodzeniu» jeden portrecik,
to wszystko, parole d'honneur.
(szlocha w koronkową chustkę za pomocą smutnych oczu)
O, doloż mojaż ponura!
Fruwam smutny jak kura
z poderżniętym gardłem.

A ostrzegała mnie mama:
— Ty, Julek, nie znasz Adama…

A ja przecież także umarłem.


K U R T Y N A

spada i nagle zatrzymuje się
w postaci tragicznego wykrzyknika


1949, pierwodruk: «Przekrój» 1949, nr 206