Wywiad Natalii Gałczyńskiej dla „Głosu Wybrzeża”

[…] kocham cię w kapeluszu i w berecie,
w wielkim wietrze na szosie i na koncercie,
w bzach i w brzozach, i w malinach, i w klonach […]

„Nie tylko tę Rozmowę liryczną, ale wiele innych, cały niemal wybór przepięknych wierszy Gałczyńskiego recytowała nam jego małżonka, pani Natalia Gałczyńska. Było to dwa lata temu na M/s «Władysław Broniewski», na którym pani Natalia odbywała właśnie swoją drugą morską podróż, tym razem na Daleki Wschód” — relacjonowała redaktor Wojciechowska dla czytelników „Głosu Wybrzeża”. Cytujmy dalej:

„Pani Natalia Gałczyńska jest bardzo miła i w równie uroczy sposób potrafi opowiadać o swoich morskich podróżach. Ucieszyłam się więc z ponownej jej wizyty na Wybrzeżu.

— Przyjechała pani zapewne na spotkanie z… M/s «K.I. Gałczyńskim»?

— Niestety, statku nie ma jeszcze w kraju. W tej chwili przyjechałam tylko po to, aby pooddychać morzem. Przez ostatnie miesiące byłam ciężko chora. Tutaj, nad morzem, czuję się lepiej. Na spotkanie z M/s «Gałczyńskim» przyjadę za dwa tygodnie. Ten statek to dla mnie żyjący pomnik mojego męża, nawet coś więcej. Zaszczytny tytuł matki chrzestnej narzucił mi miły obowiązek interesowania się statkiem, jego załogą. Podróże, jakie na nim odbyłam, umożliwiły mi poznanie ludzi morza, ich życia i pracy. Mogę bez przesady powiedzieć, że pokochałam morze, podziwiam marynarzy. Te nowe zainteresowania wypełniły mi życie. Nie czuję się tak samotna po stracie męża.

— Czy nadal jest pani pod wrażeniem pierwszej podróży na M/s «K.I. Gałczyński» do Ameryki Południowej? Pamiętam, że rejsem na M/s «Władysław Broniewski» nie była pani specjalnie zachwycona?

— Azja jest równie piękna. Takie miasta, jak Hongkong, Bangkok, Singapur, na zawsze pozostają w pamięci. Bardzo żałuję, że widziałam je zbyt migawkowo. Postoje w tych portach były strasznie krótkie — jeden lub dwa dni. Natomiast w Ameryce Południowej «buszowało» się w jednym porcie cały tydzień albo dłużej. Zwiedziłam tam bardzo dużo, między innymi wspaniałe miasta Santa Cruz, Recife, Rio Grande, Montevideo, Buenos Aires… Poznałam wielu ciekawych ludzi. Pozostały mi na zawsze cudowne, niezapomniane wrażenia. Cała podróż była przemiła. Szczególnie urzekł mnie południowy Atlantyk. Potrafiłam godzinami siedzieć na burcie statku i wpatrywać się w morze. Rytm życia na statku bardzo mi odpowiadał.

— Zdaje się, że na «Gałczyńskim» czuła się pani u… siebie?

— Muszę przyznać, że rzeczywiście. Było to zasługą przede wszystkim kapitana Jerzego Sebastiana Kalwasińskiego, który zna i kocha poezję. Najlepszym tego dowodem jest piękny cytat, jaki umieścił pod płaskorzeźbą mego męża. Proszę posłuchać:

Ale jest jedna wśród dziewczyn,
wietrzna i morska,
ma takie niezwykłe imię:
Polska*.

Portret ten wraz z cytatem wisi w salonie kapitańskim na statku. Ściany mesy, palarni i kabin zdobią ilustracje najbardziej popularnych wierszy, jak Zaczarowana dorożka, Pieśń o fladze, Bajka o słowikach i wiele innych. Na statku jest nie tylko cały wybór wierszy mego męża, ale również dużo płyt z nagraniami jego poezji — są one przez marynarzy naprawdę chętnie czytane i słuchane. Była to moja pierwsza wielka podróż poza Europę i wspominam ją jak piękny sen.

— Który chciałoby się jeszcze raz przeżyć?…

— Tak. Nietrudno zgadnąć. Moim marzeniem jest odbyć jeszcze jedną podróż, najchętniej do zachodnich portów Ameryki Południowej”.

* Płaskorzeźba ta, jako jedyna pamiątka ze statku, została mi podarowana w roku 1989, kiedy to M/s «K.I. Gałczyński» zakończył przeszło dwudziestopięcioletnią slużbę pod polską banderą. Płaskorzeźbę przekazałam do muzeum w Praniu. Mam nadzieję, że znajduje się tam do dnia dzisiejszego — przyp. K. G.