JERZY ZAGÓRSKI [*]


To, że Gałczyński w swej wędrówce życiowej zawadzi w końcu o Wilno, było równie logiczne, jak to, że przed stuleciem zawadził o nie magik Bosco. Gdy przyjechał, był już najsławniejszym poetą ówczesnego młodego pokolenia. Przed nim i za nim szła wieść o jego perypetiach życiowych — od pracy w konsulacie w Berlinie, gdzie podobno przy obsadce na jego biurku była kartka z napisem „Noli me tangere”, do redakcji kolumny satyrycznej w „Pionie”, która nigdy się nie ukazała.
Dla moich rówieśników pobyt Gałczyńskiego w Wilnie stał się powodem bardzo korzystnych kłopotów. Odebrał nam tę pewność siebie i zarozumiałość prowincjonalną, która prowadzi do kwiatyzmu, ukazał się żywy cel do pościgu. Podziałał jak cios bilardowej kuli na inne kule, które już na zielonym suknie spoczywały w ustalnej konstelacji.
A to był ważny zakręt naszego życia. Wydawaliśmy „Żagary” w różnej postaci (…) cztery lata. Tyle, co trwają normalne studia uniwersyteckie, tyle, co trwa odstęp od jednych do drugich igrzysk olimpijskich. I nie mogę powstrzymać się od sądu, że jest to normalny wiek grupy literackiej (…)

Przeszedł przez nasze życie kometą, a symbolicznym śladem jego przejścia był wiersz wydrukowany w ostatnim (o symbolu!) numerze „Żagarów”. Ową Modlitwę polskiego poety przeczytałem w drodze powrotnej z Zakopanego do Wilna, gdzie zastałem Gałczyńskiego już z Natalią, ale jeszcze w domu nad Wilenką. Albowiem chronologia była taka: najprzód w zimie przyjechał Gałczyński. Potem przyjechała Natalia. Potem w oknie ich pokoju pękła szyba. Potem Gałczyński zakleił to pęknięcie księżycem narysowanym na kółku papierowym. Potem pojechali do Antroprucia do Bujnickich, potem wrócili i na Zarzeczu wynajęli normalne czteropokojowe mieszkanie. Oprowadzając po nim Gałczyński najprzód pokazywał mi trzy duże pokoje w amfiladzie i mówił: — To są pokoje Natalii. — Potem pokazywał mały pokoik od podwórza z ogródkiem o mówił: — A to mój pokój… — W owym czteropokojowym mieszkaniu za Zarzeczu miała przyjść na świat Kira. Natalia bardzo pragnęła dziecka.

[KIRA GAŁCZYŃSKA, Zielony Konstanty]