PO BRUKSELI CHODZĘ PIJANY


Po Brukseli chodzę pijany,
nie wódką, ale dziewczyną,
kupuję kwiaty jak kretyn:
mimozy i tulipany;

po tych uliczkach długich,
po tych bezkresnych bulwarach
szukam pewnego domu,
gdzie okno jest i gitara;

okno takie wąziutkie,
wysokie aż pod chmurami,
ze światłem i z tą gitarą,
co spada na nas strunami;

w struny okręcam dziewczynę,
sam do niej jakby na śniegu
przytulam się i wędrujemy
daleko, daleko, daleko.

Ach, dni są takie śnieżne,
a noce takie czerwcowe
i źle mi, chociaż położę
na jej kolanach głowę,

gdy ją uścisnę najmocniej,
gdu pocałuję najczulej,
gdy pocałunki zabrzęczą
tysiącopszczelim ulem.

Bo ciągle mi czegoś za mało,
bo ciągle mi czegoś szkoda.
Bo ciągle mi ta dziewczyna
przepływa przez palce jak woda.

1946