POŻEGNANIE Z

LATARNIAMI


Marianowi — Marianowi Eilemu

Wy, które w miastach w noc świecicie
zawsze cierpliwie i jednako,
od których blask w zaułki idzie,
iluminacja dla biedaków;
na które pijak w noc zimową,
pijak, co, dokąd idzie, nie wie,
spojrzy z zadartą w górę głową
i mruknie: — Może jestem w niebie?
ŻEGNAJCIE, KOCHANE LATAKNIE

Wy, jakakolwiek okolica,
wasze przychylne światła gości,
czy w tym Paryża, gdzie w księżycu
kochałem się bez wzajemności;
czy w tym Londynie nad Tamizą,
gdzie mgła jest snem, a wiatr histerią,
kędy „latarnie światłem gryzą”,
o czym już pisał T. S. Eliot —
ŻEGNAJCIE, KOCHANE LATARNIE

Wy, co śpiewacie noce całe
dopóki Wenus nie poblednie,
wy, pod którymi przeczytałem
trzykroć Danta Boską komedię;
wy, które nic nie niepokoi,
wieczne i kształtne jak sonety,
co przebaczacie światłem swoim
ludziom i miastu, jak kobiety —
ŻEGNAJCIE, KOCHANE LATARNIE

1946