RODZINKA


(żywy obraz

propagandowo-przedwyborczy)



Ojciec w Szpicbródki poszedł ślady
lub, gdy o ważny zamach szło,
z bombami szedł na ambasady
sowieckie (tss!)… i PKO…
Zrównoważony facet. W domu
siedzi w niedzielę, trąbi czystą;
choć jest prezesem Ispołkomu
Paneuropejskich anarchistów.

Mama endeczka, hallerandka,
czterdzieści lat… katorgi carskie;
a dziś „Dla P. T. Korporantów
sklepik z deklami na Rymarskiej”.
Mama jest młodych drogowskazem,
wiadomo: Naród, Ziemia, Głębia:
lecz dobrze, kiedy jednak razem
forsa z ideą się zazębia.

A to rodzeństwo: Otóż bratek,
Olderman „Pterodaktylonii”
na „Macierz szkolną” robi „kwiatek”,
a na Rząd mówi: „ci masoni!”
Na zew powstaje niezmożony,
gdy trzeba zrobić judenhecę.
A nocą pisze felietony
i do „Gazetki”, i „ABC”.

Siostra jest panną (mój Ty Boże…),
zna stenografię, bardzo miła,
ale sub rosa trzeba to rzec,
iż troszkę się zrenegaciła:
nie znosi Polski faszystowskiej,
cekawistyczny głosi przełom!
Za to jej zrobił Niedziałkowski
bufet z koncesją w „Ateneum”.

Stryjcio — ludowiec. Sprytny wałkoń.
Zasady trochę ma wzruszone,
bo dziś na przykład jest za Chatką,
a jutro znów za Waleronem.
Wyrzeka na swą chłopską biedę,
przy ludziach ręki nie da bratu.
I skład prowadzi — Widok 7 —
skonfiskowanych makulatur.

*
Ale w niedzielę wszyscy oni —
jak finał w politycznym skeczu —
pełni humoru i harmonii,
choć ideowo sobie przeczą,
po wspólnym lunchu familijnym
(wóda, zagrycha, kwaśne grzybki)
chcą iść zwyczajem tradycyjnym
i… Żydów bić na Nowolipki.

1930