ROZMOWA Z DIABŁEM Z

NOTRE-DAME


Ten Diabeł z Notre-Dame
spojrzy na mnie i spyta:
— Czy pan jest dr Lam?
— Nie, Scyta.

— Co to Scyta, kochanie?

— Chleb z wodą na śniadanie,
a „z ziemi przez uszanowanie”,
i nie sceptyk,
i nie epileptyk,
i nie kob-i-ta.

— Hm, to sprawa ciekawa,
a jednak — czarna kawa,
argentyńskie łazienki
i angielskie piosenki,
o: płyta:
„An English boy in Paris fell
for a lovely mademoiselle…”

— Ba… Świta.
Idę spać do Lamberta
przez Aleję Mozarta,
mosty, owszem, niczego
i Genowefa — Landowskiego,
fontanny, luwry, kotki,
tryb życia nader słodki.

— A Sekwana zielona…

— Milsza mi moja żona!
Ja z żoną, ja ze słońcem,
z pługiem, z koniem, z Muromcem.
Święty Jerzy miał włócznię,
toć jestem jego uczniem,
święty Jerzy też Scyta,
vide: „Noc” Heraklita,
więc bonne nuit, monsieur.
Orać. Orać. Zaorać.
Fura dnia do wieczora.
Pójdą żony przez żyto.
Urodzą dzieci Scytom
się.

Paryż, grudzień 1945