SZEKSPIR I CHRYZANTEMY


Kiedy nocą odpływał okręt do Arabii,
od fajerwerków huczna, a od bólu niema,
długo jeszcze z pokładu twoje oko wabił,
lunatyczny kochanek z białą chryzantemą.

Nie wierz temu kwiatowi: kochanek cię zdradza,
„prądem rzek obojętnych niesion w ujścia stronę” —
choć zielone twe oczy i usta czerwone,
jak nad tobą jest jego, nad nim inna władza.

Morze to teatr z wody i na tym teatrze
pójdzie grać swoją sztukę posród trąb Szekspira —
ty jesteś taka mała, ty jestes jak lira —
jego śladów na piasku żaden wichr nie zatrze.

Nie wierz mu: on jest wściekłym kochankiem Rimbaudów,
tyś jest sercem zgubionym na plaży pochyłej;
niego oczy są straszne, twoje — tylko miłe —
on to pociąg i duma, i klęska narodów.

Nie płacz, przestań, bo przyjdą jeszcze cięższe noce —
wszak miłość jest cierpieniem, nie fraszką jałową.
Dosyć, kiedy, smakując zamorskie owoce,
usta sobie przypomni, soczystsze nad owoc.

„Bluszcz” 1928 nr 37