POETA I POMARAŃCZE


Że niedostępne wiersze przy księ-
życu wysmażał co godzina,
wśród muz natychmiast zrobił krzyk się
i wiodły go przed Apollina:

— Wiersz tego wieszcza niedostępny! —
krzyczały muzy, bijąc w bębny
(krzyk się podnosił, z bębnów brzmiało,
jak sopran z basem echo grzmiało).

Apollo wyszedł gdzieś na szczęście.
Może Krakowem szedł przez Planty?
A może był na konferencji,
gdzie uzgadniano tamto z tamtym.
Był, ale wyszedł — fatamorgana.
„Mitologia” Parandowskiego Jana.

Więc wieszcz nadzieję w serce włożył
i — jak to wieszcz — pomyślał szparko:
„Gdyby dyrektor był, to byłoby gorzej,
lecz może dogadam się z sekretarką”.
Więc sekretarką się zachwycał,
a nogi miała jak stąd do księżyca.

Muzy natomiast biły w bębny:
— Wiersz tego wieszcza niedostępny!
Wiersz tego wieszcza niedostępny —
śpiewały muzy, bijąc w bębny.

No i nasz liryk stracił kontenans
i jak nie huknie: — Ja wiersz poprawię,
ale pozwólcie, muzy, teraz,
że wprzód go zatańczę na murawie.

Zatańczył. Muzy zaklaskały
i biły brawo czas niemały —
i pewien prosty pasterz,
co miał znajomość traw i gwiazd też,
powiedział, że wiersz nie jest niedostępny, tylko całkowicie,
proszę państwa, zrozumiały.

Zaś wieszcz, odchodząc w złotym kurzu,
tak się wyraził: — Rzecz następna
spod mego pióra będzie lepsza,
nie niedostępna, lecz dostępna;
robię, co mogę, i się staram,
coś wyjdzie, gdy się pisze dużo;
to ciężki trud poezja dostępna…
Puszkin… Mickiewicz… Majakowski…
kto? i Ajschylos? zaraz! zaraz!
racja! dostępny! rzecz dostępna!

Ale na przykład cena pomarańcz
czemu w tym roku znów była taka niedostępna?

1952