PORTRET OJCA ARTYSTY


Ojciec lubił lenistwo. Całymi dniami
widziałeś pasibrzucha, jak się bawił z psami.

To zagwiżdże, to muchę zdusi pod Obrazem
i marsz w gąszcz pod oknami do czytania gazet.

Najchętniej lubił czytać o mordach. Im więcej
przelał jaki wisielec rzewnej krwi dziewczęcej,

im zabawniej nakrajał do walizki głowę,
tym piękniej się paliły oczy szmaragdowe,

tym cudowniej blask oczu i grał, i się mienił,
w promieniach źrenic ojciec siedział jak w zieleni.

Zaś drugą pasję ojca stanowiły słoje
różnych kształtów i barwy, którymi pokoje

przewiewne swego domu zastawiał do góry,
a w słojach najdziwniejsze stały konfitury.

z róży bułgarskiej, z motyla, z ostu, z berberysa
i z truskawki zrywanej podczas półksiężyca,

gdy wiatr z południa wieje, z trześni, zdry i barły —
szukaj tych słów w słownikach, bo dawno umarły,

a słowa jesień mają tak jak ludzka dusza —
mówi Horacjusz. Ojciec lubił Horacjusza.

Miał także ulubione okno. W oknie swojem,
gdy się wieczór położył na wszystko spokojem,

świeciła pełnia, lekkie cienie dom zaległy
i tylko mały świerszczyk ćwierkał w szparze cegły,

ojciec łeb w okno wstawiał i z lubością dyszał
jak wielkie psisko z góry świętego Bernarda.

Byłem wtedy nie większy od pszczoły. Gdy w dymach
zmierzchu ujrzałem w oknie łeb ojca-olbrzyma,

strach i śmiech wstrząsały, bo krzywa szlafmyca
ciągnie — myślałem — ojca prosto do księżyca.

1934