WIERSZYK O WRONACH


W powietrzu roziskrzonym
siedzą na drzewie wrony,
trzyma je gałąź gruba;

śnieg właśnie zaczął padać,
wronom się nie chce latać,
śnieżek wrony zasnuwa.

Tuż pole z krętą rzeczką,
w dali widać miasteczko
uprzemysłowione —

a wrony, jak to wrony,
patrzą okiem szalonym,
wrona na wronę.

Gdyby je zmienić w nuty,
dźwięczałyby dopóty,
dopóki strun choć czworo —

a tak, na wronią chwałę,
siedzą czarne, zdrętwiałe
in saecula seaculorum.

Nocne niebo już kwitnie,
Wszystko świeci błękitnie:
Noc, wiatr, wronie ogony;

Zaśnij, strumieniu wąski —
dobrej nocy gałązki,
dobranoc, wrony.

1952

Po wprowadzeniu stanu wojennego ten niewinny wierszyk był objęty zakazem publikacji przez cenzurę jako tekst, który „lży i wyszydza porządek panujący w PRL…“ (sic!). To jeden z ciekawszych przykładów absurbu minionej epoki.